piątek, 2 października 2015

Książka dla rodziców - "W Paryżu dzieci nie grymaszą"

W Paryżu dzieci nie grymaszą to książka napisana przez Amerykankę, ale nie po amerykańsku, to książka napisana z dużą dozą humoru, którą można traktować poważnie. Czyta się ją bardzo lekko i przyjemnie. Pamela Druckerman to dziennikarka, która po ślubie (nie z Francuzem) zamieszkała w Paryżu. Od momentu, kiedy na świat przyszło ich pierwsze dziecko zaczęła zauważać różnice w sposobie wychowywania dzieci we Francji i Ameryce. Bardzo ciekawie i z dystansem do siebie opisuje poszukiwania klucza, jaki stosują paryscy rodzice wychowując swoje pociechy. 




Jedną z pierwszych rzeczy jakie odkryła był brak francuskiego poradnika dotyczącego opieki i wychowania dzieci. Zdziwiło ją to tym bardziej, że wszyscy obserwowani przez nią rodzice zachowywali się podobnie. Druckerman pisze, że z daleka było widać, które rodziny nie pochodzą z Francji. Miała na myśli między innymi sposób zachowywania się dorosłych, styl  komunikacji z dzieckiem oraz podejście do żywienia. Powodowało to w niej dylemat: na ile pozostać wiernym dotychczasowemu doświadczeniu, a na ile przyjąć nowe zasady.

Co z tego wyszło? Czy jej rodzina pozostała amerykańska czy stała się francuska? Odpowiedź znajdziecie w książce. A co ja sobie wzięłam do serca? Na podstawie analizy amerykańskiego i paryskiego sposobu wychowywania dzieci krytycznie spojrzałam na to, co dzieje się w Polsce i mojej rodzinie i zobaczyłam, że niektóre rzeczy można robić inaczej i nic się dziecku nie stanie :) To, co wyjątkowo mi się spodobało to podejście do jedzenia. Francuskim rodzicom bardzo zależy na tym, żeby ich dzieci poznały wiele smaków (chociażby serów) i zachowywały się kulturalnie przy stole. A kto ich w tym wspiera...? Państwowe placówki opieki nad dziećmi! 

"Aby lepiej zrozumieć, dlaczego francuskie dzieci tak dobrze jedzą, wybrałam się na spotkanie Commission Menus w Paryżu. To tutaj wszystkie wyszukane jadłospisy wywieszane w każdy poniedziałek w żłobku Bean (córka autorki) zyskiwały ostateczne imprimatur. Komisja decydowała, co paryskie żłobki będą podawać dzieciom na obiad przez najbliższe dwa miesiące. (...) Komisja w mikroskali odzwierciedlała francuskie koncepcje dotyczące jedzenia i dzieci.
Lekcja numer jeden: nie ma czegoś takiego jak "dziecięce menu". Dietetyczka czytała propozycje jadłospisów (...). Nie było w nich ani słowa o frytkach, filetach z kurczaka, pizzy czy nawet keczupie. Proponowanym menu na pewien piątek była surówka z czerwonej kapusty i fromage blanc oraz ryba o nazwie colin w sosie koperkowym i ziemniakami z upraw ekologicznych a l'anglaise. Posiłek miał zakończyć ser coulommiers, a na deser dzieci dostałyby pieczone jabłko z upraw ekologicznych. (...)
Drugą lekcją, jaką wyniosłam z obrad komisji, było znaczenie różnorodności. (...) Dietetyczka kładła nacisk na rozmaitość kolorów i faktury. Powiedziała, że jeśli cały posiłek będzie w jednym kolorze, na pewno otrzyma skargi od dyrektorów żłobków. (...) Niektóre kucharki chwaliły się ostatnimi sukcesami. "Podałam mus z sardynek z odrobiną śmietany. Dzieci smarowały chleb i zajadały się nim."
Kolejna żelazna zasada Commission Menus mówiła, że jeśli dzieciom coś nie smakuje od razu, należy podsunąć im kolejny raz. Merle przypominała kucharkom, żeby wprowadzały nowe potrawy stopniowo i przygotowywały je na różne sposoby. (...)
Po  jakiś dwóch godzinach (...) chciałam wrócić do domu i zjeść obiad, ale komisja nie doszła nawet do menu na zbliżające się święta Bożego Narodzenia. "Foie gras, tak?" - zaproponowała na przystawkę jedna z kucharek. Inna wysunęła kontrpropozycję: mus z kaczki. Początkowo pomyślałam, że obie żartują, ale nikt się nie roześmiał. Zebrani zaczęli rozważać, czy jako główne danie podać tuńczyka czy łososia. A jaki ser wybrać? Merle zawetowała kozi z ziołami, ponieważ dzieci jadły podobny na jesiennym pikniku. W końcu ustalono menu składające się z ryby, musu z brokułów i dwóch rodzajów sera z mleka krowiego. Na deser miało być ciasto z jabłkami i cynamonem, jogurtowe ciasto z marchwią i tradycyjny bożonarodzeniowy placek z gruszkami i czekoladą. (...)
Nikt ani razu nie stwierdził, że jakiś smak może okazać się zbyt intensywny lub zbyt złożony na dziecięce podniebienie. (...) Nie chodziło o to, żeby każde dziecko wszystko polubiło, tylko żeby wszystkiego spróbowało."

Przytoczony wyżej fragment jest skrótem tego, w jaki sposób Francuzi podchodzą do żywienia. W książce można znaleźć wiele opisów rodzin i ich prób nauczenia dzieci kultury jedzenia. Pamela Druckerman poświęca wiele uwagi również innym zagadnieniom, które są podstawowymi zasadami wychowawczymi, a które ona sama postanowiła poznać i zrozumieć. Są to między innymi spanie, czekanie, mówienie bonjour, gouter (podwieczorek), cadre (zasady, dyscyplina), sage (rozwaga), betise (akty nieposłuszeństwa), caca boudin (kupoparówka) czy budowanie autorytetu dorosłego. 

Podsumowując i zachęcając do lektury książki W Paryżu dzieci nie grymaszą przytoczę jeszcze jeden cytat:
"Kiedy pytałam francuskich rodziców, czego najbardziej by chcieli dla swoich dzieci, padały takie odpowiedzi, jak: <żeby były zadowolone z tego, kim są> i <żeby znalazły własną drogę w życiu>. Chcieli, żeby ich dzieci wykształciły własne gusta i opinie - tak naprawdę niepokoili się, jeśli były zbyt posłuszne. Woleli, żeby miały charakter."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz