piątek, 30 października 2015

Szorstkie kształty

Mam wrażenie, że kształty i kolory to dwa elementy, które najczęściej pojawiają się na zabawkach dla małych dzieci, np. sortery, grające laptopy, układanki.






O ile nauka kolorów przychodzi dosyć naturalnie, ponieważ kolor to cecha, którą bardzo łatwo wyróżnić, o tyle z kształtami jest trochę trudniej, ponieważ w domowym otoczeniu rzadko występują we wzorcowej postaci i nie rzucają się tak mocno w oczy (no, może poza kołem).
Tworząc lub kupując zabawki dla dzieci staram się wybierać takie, które prezentują nie za dużo trudności na raz, np. tylko kolory, albo tylko figury, albo tylko wielkości. Na pracę z kilkoma cechami przedmiotu na raz przyjdzie jeszcze czas. 
Zauważyłam, że Agatka (ok. 1,5 roku) ma trudności w pracy z sorterem. Trudność sprawiało jej obracanie pojemnika w celu znalezienia odpowiedniego otworu, dopasowanie klocka oraz nazwanie kształtu. Postanowiłam, więc stworzyć prostą układankę mającą na celu nazywanie kształtów oraz dopasowywanie ich do siebie. 



Układanka składa się z trzech części: figury szorstkie z papieru ściernego, figury gładkie (tylko obrys) i figury miękkie z filcu. W związku z tym, że nie miałam wystarczająco dużo kartonu, do którego chciałam przykleić figury, kupiłam sztywne podkładki pod ciasto.

Praca z taką układanką może wyglądać bardzo różnie w zależności od wieku dziecka. My najpierw nazywałyśmy kształty, obwodziłyśmy palcem po krawędziach i dopasowywałyśmy w dowolnej konfiguracji.



Później była zabawa "Pokaż mi... trójkąt, kwadrat itd." i we wersji bardziej zaawansowanej "Pokaż mi... szorstki trójkąt, miękki kwadrat itd.".



Następnie układanie figur w sekwencji, np. gwiazdka szorstka, gwiazdka obrys, gwiazdka miękka, koło szorstkie, koło obrys, koło miękkie oraz zagadki: "Co zniknęło?" i "Uporządkuj".





Na koniec Agatka już sama nazywała pokazywane przeze mnie figury i odnajdywała je w otoczeniu. Te wszystkie aktywności zajęły nam kilka tygodni.

Moja rada: trójkąt powinien być równoboczny a gwiazdka równoramienna. U mnie tak nie ma i Agata denerwuje się, że nie może dopasować miękkich figur do ich odpowiedników.

* źródło zdjęć na górze: internet


wtorek, 6 października 2015

Pudełko wstążek

Dziewczyny dostały taki oto prezent od cioci Agaty!




Zabawa i nauka dla każdego. Dwuletnia Agatka ćwiczy szybkość wyciągając wstążki tylko jedną ręką, Karolina na razie ogląda, ale jak tylko usiądzie będzie doskonaliła chwyt pęsetkowy i koordynację wzrokowo-ruchową, a ja dochodzę do perfekcji w utrzymaniu swojej cierpliwości podczas wkładaniu wstążek do dziurek, gdy stoi nade mną zniecierpliwione już dziecko czekające na kolejną rundę uwalniania wstążek :) 



Ale to nie koniec zalet. Pudełko ma również walory dydaktyczne - nauka kolorów i rozróżniania wielkości (wąska-szeroka). Agatka bardzo lubi, gdy bawimy się razem. Ja mówię jaką wstążkę mam na myśli (np. czerwona, w kratkę, szeroka, wąska niebieska) a ona jej szuka i wyciąga.



Aha, jeszcze jedna zaleta. Gdy nie mogę w danym momencie zamontować wszystkich wstążek, wrzucam je do środka pudełka i zamykam wieczko!


piątek, 2 października 2015

Książka dla rodziców - "W Paryżu dzieci nie grymaszą"

W Paryżu dzieci nie grymaszą to książka napisana przez Amerykankę, ale nie po amerykańsku, to książka napisana z dużą dozą humoru, którą można traktować poważnie. Czyta się ją bardzo lekko i przyjemnie. Pamela Druckerman to dziennikarka, która po ślubie (nie z Francuzem) zamieszkała w Paryżu. Od momentu, kiedy na świat przyszło ich pierwsze dziecko zaczęła zauważać różnice w sposobie wychowywania dzieci we Francji i Ameryce. Bardzo ciekawie i z dystansem do siebie opisuje poszukiwania klucza, jaki stosują paryscy rodzice wychowując swoje pociechy. 




Jedną z pierwszych rzeczy jakie odkryła był brak francuskiego poradnika dotyczącego opieki i wychowania dzieci. Zdziwiło ją to tym bardziej, że wszyscy obserwowani przez nią rodzice zachowywali się podobnie. Druckerman pisze, że z daleka było widać, które rodziny nie pochodzą z Francji. Miała na myśli między innymi sposób zachowywania się dorosłych, styl  komunikacji z dzieckiem oraz podejście do żywienia. Powodowało to w niej dylemat: na ile pozostać wiernym dotychczasowemu doświadczeniu, a na ile przyjąć nowe zasady.

Co z tego wyszło? Czy jej rodzina pozostała amerykańska czy stała się francuska? Odpowiedź znajdziecie w książce. A co ja sobie wzięłam do serca? Na podstawie analizy amerykańskiego i paryskiego sposobu wychowywania dzieci krytycznie spojrzałam na to, co dzieje się w Polsce i mojej rodzinie i zobaczyłam, że niektóre rzeczy można robić inaczej i nic się dziecku nie stanie :) To, co wyjątkowo mi się spodobało to podejście do jedzenia. Francuskim rodzicom bardzo zależy na tym, żeby ich dzieci poznały wiele smaków (chociażby serów) i zachowywały się kulturalnie przy stole. A kto ich w tym wspiera...? Państwowe placówki opieki nad dziećmi! 

"Aby lepiej zrozumieć, dlaczego francuskie dzieci tak dobrze jedzą, wybrałam się na spotkanie Commission Menus w Paryżu. To tutaj wszystkie wyszukane jadłospisy wywieszane w każdy poniedziałek w żłobku Bean (córka autorki) zyskiwały ostateczne imprimatur. Komisja decydowała, co paryskie żłobki będą podawać dzieciom na obiad przez najbliższe dwa miesiące. (...) Komisja w mikroskali odzwierciedlała francuskie koncepcje dotyczące jedzenia i dzieci.
Lekcja numer jeden: nie ma czegoś takiego jak "dziecięce menu". Dietetyczka czytała propozycje jadłospisów (...). Nie było w nich ani słowa o frytkach, filetach z kurczaka, pizzy czy nawet keczupie. Proponowanym menu na pewien piątek była surówka z czerwonej kapusty i fromage blanc oraz ryba o nazwie colin w sosie koperkowym i ziemniakami z upraw ekologicznych a l'anglaise. Posiłek miał zakończyć ser coulommiers, a na deser dzieci dostałyby pieczone jabłko z upraw ekologicznych. (...)
Drugą lekcją, jaką wyniosłam z obrad komisji, było znaczenie różnorodności. (...) Dietetyczka kładła nacisk na rozmaitość kolorów i faktury. Powiedziała, że jeśli cały posiłek będzie w jednym kolorze, na pewno otrzyma skargi od dyrektorów żłobków. (...) Niektóre kucharki chwaliły się ostatnimi sukcesami. "Podałam mus z sardynek z odrobiną śmietany. Dzieci smarowały chleb i zajadały się nim."
Kolejna żelazna zasada Commission Menus mówiła, że jeśli dzieciom coś nie smakuje od razu, należy podsunąć im kolejny raz. Merle przypominała kucharkom, żeby wprowadzały nowe potrawy stopniowo i przygotowywały je na różne sposoby. (...)
Po  jakiś dwóch godzinach (...) chciałam wrócić do domu i zjeść obiad, ale komisja nie doszła nawet do menu na zbliżające się święta Bożego Narodzenia. "Foie gras, tak?" - zaproponowała na przystawkę jedna z kucharek. Inna wysunęła kontrpropozycję: mus z kaczki. Początkowo pomyślałam, że obie żartują, ale nikt się nie roześmiał. Zebrani zaczęli rozważać, czy jako główne danie podać tuńczyka czy łososia. A jaki ser wybrać? Merle zawetowała kozi z ziołami, ponieważ dzieci jadły podobny na jesiennym pikniku. W końcu ustalono menu składające się z ryby, musu z brokułów i dwóch rodzajów sera z mleka krowiego. Na deser miało być ciasto z jabłkami i cynamonem, jogurtowe ciasto z marchwią i tradycyjny bożonarodzeniowy placek z gruszkami i czekoladą. (...)
Nikt ani razu nie stwierdził, że jakiś smak może okazać się zbyt intensywny lub zbyt złożony na dziecięce podniebienie. (...) Nie chodziło o to, żeby każde dziecko wszystko polubiło, tylko żeby wszystkiego spróbowało."

Przytoczony wyżej fragment jest skrótem tego, w jaki sposób Francuzi podchodzą do żywienia. W książce można znaleźć wiele opisów rodzin i ich prób nauczenia dzieci kultury jedzenia. Pamela Druckerman poświęca wiele uwagi również innym zagadnieniom, które są podstawowymi zasadami wychowawczymi, a które ona sama postanowiła poznać i zrozumieć. Są to między innymi spanie, czekanie, mówienie bonjour, gouter (podwieczorek), cadre (zasady, dyscyplina), sage (rozwaga), betise (akty nieposłuszeństwa), caca boudin (kupoparówka) czy budowanie autorytetu dorosłego. 

Podsumowując i zachęcając do lektury książki W Paryżu dzieci nie grymaszą przytoczę jeszcze jeden cytat:
"Kiedy pytałam francuskich rodziców, czego najbardziej by chcieli dla swoich dzieci, padały takie odpowiedzi, jak: <żeby były zadowolone z tego, kim są> i <żeby znalazły własną drogę w życiu>. Chcieli, żeby ich dzieci wykształciły własne gusta i opinie - tak naprawdę niepokoili się, jeśli były zbyt posłuszne. Woleli, żeby miały charakter."